Startuj z nami   Dodaj do ulubionych 
przedszkole specjalne 100 Kraków rehabilitacja dzieci niepełnosprawnych integracja


493272
 
Mała – duża rodzina

A jednak warto było ...



I rzekł do nich: Kto by przyjął to dziecię w imieniu moim, mnie przyjmuje. Kto zaś mnie przyjmuje, przyjmuje tego, który mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy między wami wszystkimi, ten jest wielki.
(BW: Łuk. 9:48)


    W ciągu ostatniego półtora roku nasza rodzina przeżyła trochę zmian. Kiedy w przeciętnym domu przychodzi na świat dziecko to zaczyna się rewolucja: wszyscy nagle zmieniają swoje przyzwyczajenia nawyki a nasz najmłodszy domownik podporządkowuje sobie cały nasz dom i wszystkich jego mieszkańców. A co jeśli w rodzinie pojawia się dwoje nowych dzieci... a co jeśli w rodzinie pojawia się kolejne siedem, a w międzyczasie jedno odchodzi...? To jest zarys dziejów naszej rodziny w ostatnich kilkunastu miesiącach.

    Czasy są ciężkie więc szczyt mody w ostatnim czasie to model rodziny 2+1+1 czyli rodzice + dziecko + pies. Po co pies – wiadomo maskotka rodziny ale po co dziecko? Aby zaspokoić ambicje, mieć spadkobiercę, aby pozostawić coś po sobie. Basia i ja chcieliśmy aby u nas w małżeństwie było normalnie więc mamy dwie córy w wieku 8,5 roku i 6 lat. Zawsze temat dzieci był nam bliski. Prawie dwa lata temu nadarzyła się okazja aby zrobić kurs kwalifikujący do pracy w charakterze rodziny zastępczej. Po jego ukończeniu podpisaliśmy umowę z MOPS w Krakowie na prowadzenie opieki nad dziećmi w formie rodziny zastępczej pełniącej funkcję pogotowia rodzinnego. I zaczęło się . Pierwszym dzieckiem które trafiło do naszej rodziny była Julka. Miała 4 dni i rewolucja stała się faktem. Mieliśmy w domu noworodka który dokładnie zna swoje prawa i wykorzystuje je – rządzi całym domem. Julka była kochana . Od początku traktowaliśmy ją jak własne dziecko i odsuwaliśmy w dalsze zakamarki świadomości fakt, że za kilka miesięcy nasze maleństwo odejdzie do swojej docelowej rodziny (adopcja). Szybko przystosowaliśmy się do nowej sytuacji. Układ 2+3 w rodzinie okazał się całkiem fajny, a po pierwszym okresie dezorganizacji wszystko zaczęło nosić znamiona normalności. Po dwóch miesiącach pojawił się temat drugiego dziecka w pogotowiu a więc czwartego w naszej rodzinie. Właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ z założenia pod naszą opieką w rodzinie miała być dwójka dzieci, jednak Paulinka nie była zwykłym dzieckiem. Pracownik MOPS, który opowiadał nam pierwszy raz o Pauli przedstawił nam ją jako dziewczynkę która: ma 2,5 roku, jest wcześniakiem (urodziła się w pierwszym tygodniu szóstego miesiąca ciąży), nie widzi (retinopatia wcześniacza piątego stopnia), nie słyszy (ubytek słuchu powyżej 60dB), ma spastyczne porażenie cztero-kończynowe, nie słyszy, często zapada na choroby górnych dróg oddechowych (podawane sterydy wziewne), oraz dróg moczowych, nie stoi, nie siedzi, nie mówi, głośno i dużo płacze (wyje), nie lubi być dotykana ani przytulana.

    I co sobie człowiek myśli jeśli ma podjąć decyzję czy zajmować się takim dzieckiem czy nie? Przecież realnie patrząc na dziecko, które wydaje się być tylko roślinką i to agresywną i wymagającą niesamowitej pielęgnacji, zupełnie irracjonalne wydaje się zabieranie go z domu dziecka gdzie jest pod dobrą, fachową opieką i nie stanowi dla nikogo obciążenia.

    A jednak warto było. Paulinka już po kilku dniach pobytu w naszej rodzinie pokazała, że dobrze słyszy (nawet szelest chusteczki higienicznej), że niechęć do przytulania wynika raczej z tego, że nikt jej nie nauczył przytulania noszenia i całowania przy każdej nadarzającej się okazji, podobnie zresztą jak samodzielnego jedzenia lub chociaż trzymania butelki, siadania, zabawy różnymi przedmiotami. Po półtoramiesięcznym pobycie u nas zostały wycofane całkowicie leki neurologiczne, których działaniem (ubocznym) było spanie dziecka przez kilka godzin zaraz po podaniu tabletki.
    Paulinka doskonale reagowała na bezpośredni kontakt. Bardzo szybko nauczyła się przytulać, nosić na rękach, huśtać... . Zawsze, kiedy któreś z nas podchodziło do niej i rozpoczynało zabawę w rewanżu otrzymywało uśmiech Paulinki. To nieprawdopodobne ile radości ma w sobie dziecko i chce nią odpłacić za zainteresowania, za kontakt, za miłość. Kiedy po kilku tygodniach pobytu Paulinki spojrzeliśmy wstecz okazało się, że to właśnie Paulinka wypełniła nasze życie radością jakiej nie mamy wszyscy razem. W tej chwili Paulinka porusza się samodzielnie po pokojach, nie jest straszna dla niej zimna podłoga w łazience lub w kuchni, świetnie sobie radzi z wychodzeniem na sofy i schodzeniem z nich. Dobrze się orientuje w ich położeniu. Jeszcze kilka miesięcy temu Paula nie chciała brać do rączek bardzo małych przedmiotów. Dzisiaj lubi bawić się ziarnkami grochu czy soji lub kawałeczkiem tasiemki. Bardzo lubi kiedy jej się śpiewa, kiedy w zabawie pokazuje się różne części ciała (dotyka je rączkami), lubi wstawać zarówno kiedy trzyma się ją za ręce jak i wówczas gdy sama trzyma się sofy. Wielkim sukcesem (i świętem dla całej rodziny) było gryzienie przez Paulę serka topionego. Dzisiaj ze smakiem gryzie jabłka i pomarańcze. Wszystkie postępy Pauliny są bacznie obserwowane przez pozostałe dzieci i nagradzane gromkimi brawami.
    Ewolucja naszej rodziny postępowała dalej nasza pierwsza podopieczna trafiła do swojej docelowej rodziny. Rozstanie było bardzo trudne. Julka miała 5 i pół miesiąca kiedy adopcja doszła do skutku. To był ostatni moment aby zmiana rodziców dziecka przeszła w miarę bezboleśnie. Teraz ma kochających rodziców i stałe miejsce w naszych sercach.
    Od początku naszej pracy w pogotowiu rodzinnym z dziećmi, które nie mogą przebywać ze swoimi naturalnymi rodzicami, widzieliśmy, że dwójka podopiecznych to troszkę za mało. Po wielu, wielu namysłach przyszedł czas na następny krok ... rodzinny dom dziecka. To troszkę niefortunna nazwa dla tego co robimy. Wolimy mówić, że mamy dużą rodzinę – taki model troszkę nietypowy 2+2+8 czyli rodzice, dwoje naszych dzieci i ósemka na dokładkę. Pewnie moda na takie rodziny nie ogarnie całego społeczeństwa w którym przerażenie i strach rodzi wizja przyjścia na świat pierwszej „pociechy” a niesmak i politowanie drugiej nie mówiąc już o kolejnych.

    Wrzesień 2002 – mamy dwójkę swoich rodzonych dzieci, Paulinka jest też już nasza – w końcu zbliża się rok jak jest u nas. Zbliża się czas rozwiązania. W ciągu trzech dni na świat przychodzi siódemka dzieci w różnym wieku od prawie trzech lat do ponad czternastu. Szok? – tak , rewolucja? – tak i każde inne określenie dodane do poprzednich aby uzupełnić opis sytuacji w naszej rodzinie – ale tylko na początku. Po miesiącu wszystko zaczęło przypominać normalna rodzinę tyle, że większą. Oczywiście to jak w tym wszystkim funkcjonuje nasza własna rodzina, ta z modelu 2+2, jak funkcjonują nasze dzieci a jak my funkcjonujemy to tematy kiedy indziej. Przeżycia Paulinki podczas tej zawieruchy też nie były łatwe. Jest ona dzieckiem które spośród wszystkich naszych dzieci potrzebuje najwięcej miłości, ciepła, zainteresowania i pracy a jednocześnie najmniej się o to dopomina. To my musimy wychodzić do niej z inicjatywą ćwiczeń, zabaw, czułości. Gdy swój czas musimy dzielić pomiędzy dziesiątkę dzieci dla każdego zostaje odrobina na indywidualna pracę, rozmowę, czytanie – i to musi wystarczyć. Paulince jednak należy się więcej. Swoją porcję „nas” odbiera ona najczęściej wieczorami. W ciągu dnia jest w przedszkolu dzięki czemu możemy funkcjonować wśród wszystkich naszych obowiązków. Oddanie Pauliny do przedszkola praktycznie na cały dzień było dla nas bardzo trudną decyzją. To miało być pierwsze nasze rozstanie na tak długi okres czasu – na ponad 6 godzin – ale dzisiaj wiemy, że to była dobra decyzja i najlepsze rozwiązanie dla Pauliny. Opieka jaką ma Paulina w przedszkolu jest niezastąpiona i doskonale uzupełnia to czego my nie możemy dać Paulinie w ciągu dnia. Czasami jednak tak bardzo nam brakuje Pauliny, że wykorzystujemy każdy pretekst (np. drobny katar) do tego aby zostawić Paulinkę w domu. Za dobrą opiekę i wysiłek włożony w rehabilitację i rozwój Pauli jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim pracownikom przedszkola a szczególnie Paniom które muszą dźwigać „ciężar rozwoju” Pauliny na własnych rękach.

    To dopiero początek naszego życie w tak dużej rodzinie. A jednak warto było. Wiemy że to co najlepsze jest dopiero przed nami.

Są radość i smutki,
są sukcesy i porażki,
jest nadzieja a czasami jej brakuje
ale w tym wszystkim mamy dobrego Boga który jest dla nas podniesieniem gdy upadamy, radością gdy się smucimy, siłą kiedy sił nam brakuje i nadzieją w chwilach beznadziejnych.

Barbara i Ryszard Księżyc



Wróć do spisu treści

 
Facebook Biuletyn Informacji Publicznej
Odwiedź
  • Rehabilitacja.pl
  • Dar życia


  • Wykonanie WebSite