Startuj z nami Dodaj do ulubionych | ||
przedszkole specjalne 100 Kraków rehabilitacja dzieci niepełnosprawnych integracja |
496540 |
Ciuszki, ciuszki ...
Falstart to jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy pomyślę Małgosi i ubieraniu. Byłam mamą, która problem zakupu ubiorów i sprzętów dla noworodka odsunęła na koniec ciąży. Gdy więc znalazłam się w szpitalu w siódmym miesiącu ciąży, w domu nie było ani jednego sprzętu potrzebnego noworodkowi, ani jednego ciuszka, w który mogłabym ubrać Małgosię. PPrzyjście na świat Małgosi przypominało mieszankę kiepskiego horroru i biegu sprinterskiego na sto metrów. Odbyło się to tak szybko. Moje myśli w tym czasie błądziły między dwoma biegunami. Jedna myśl to: „lepiej, że nic nie kupiłam, będzie mniej bolało, gdy wrócę do domu”. Druga: „Gdy wyjdę ze szpitala zdążę wszystko kupić i przygotować”. Muszę się przyznać, że w pierwszych dwóch miesiącach życia Małgosi ta pierwsza myśl była mi bliższa. Nikt nie potrafił mi powiedzieć, czy Małgosia przeżyje. Jej potrzeby ograniczały się do: inkubatora i folii, którą była przykrywana by utrzymać odpowiednią ciepłotę ciała, respiratora, który za nią oddychał i strzykawki, która wlewała jej pokarm prosto do żołądka przez sondę. Po dwóch miesiącach mogłam w końcu bez szkody dla Małgosi wyjąć ją z inkubatora i przytulić. Lekarz zgłosił potrzebę zakupu małej czapeczki i skarpetek, aby lepiej trzymała ciepło w inkubatorze. Łatwo powiedzieć, ale Małgosia ciągle ważyła około jednego kilograma. Ubrania dla lalek były dla niej za duże. Pomogła Babcia dziergając szydełkiem maleńkie cuda. W tym czasie zaczęłam kupować pierwsze ciuszki, ale tylko najmniejsze. Odeszła w zapomnienie pierwsza myśl, która horrorem wracała tylko w snach. W maju, gdy Małgosia ważyła około 1700 gramów wyciągnięto ją z inkubatora, a ja mogłam stroić ją i przebierać, wszystko było za duże, co widać na fotografiach, ale chciałam, aby wyglądała jak „księżniczka”. Dość inkubatora, folii, samej czapeczki i skarpetek. Ulanie, mała plamka, czy lekkie przesikanie było pretekstem, aby ją przebrać w coś nowego. W końcu mogłam to robić i cieszyłam się z tego jak tylko mogłam. Gdy Małgosia po pięciu miesiącach wyszła ze szpitala czekały na nią stosy ubrań i wszystko, co potrzebowała. Gdy Małgosia była starsza zauważyliśmy, że lepiej widzi kontrastowe zestawienia kolorów np. czarna kratka na jaskrawym tle. Przy jej wadzie wzroku, około 20 dioptrii, to była ważna wskazówka. Ubranie mogło być także formą terapii. Małgosia zawsze zwracała uwagę na nowe ubranka, które oglądała bardzo uważnie. Śmiałe zestawienia kolorów wzbudzały jej zainteresowanie i pobudzały oczy do pracy, oglądania rękawków, nogawek, wzorów na brzuszku. Lubię ubierać Małgosię w ubranka o jasnych, żywych kolorach. Zawsze twierdziłam, że dość szarości w jej życiu. Mimo, że jest inna nie musi chodzić w czerniach i granatach i kryć się w tłumie. Lubię, gdy Małgosia jest czysto i ładnie ubrana, w ten sposób rekompensujemy sobie razem czas, gdy jedynym jej okryciem była folia w inkubatorze. Kiedy idziemy na spacer chcę, aby ludzie nie widzieli tylko jej niepełnosprawności, ale aby dostrzegli też, że jest ładną blondynką, czysto i kolorowo ubraną. Beata Siepracka, mama Gosi |
|