Startuj z nami Dodaj do ulubionych | ||
przedszkole specjalne 100 Kraków rehabilitacja dzieci niepełnosprawnych integracja |
495814 |
Cześć wam! Nazywam się Piotruś Miszkiel, mam 9 lat i chodzę do Przedszkola Nr 100 w Krakowie. Opowiem Wam jak spędziłem tegoroczne wakacje razem z Mamą i Tatą. Na początku lipca wyjechałem z Mamą do sanatorium „Glinik” w Wysowej. Byliśmy już tam poprzedniego roku dzięki pani Joli Sedlak, która zapisała mnie do Fundacji „Hipoterapii”. Szefową fundacji jest pani Bożena Sadkowska- całym sercem oddana dzieciom. To ona w ciągu roku szkolnego organizuje dla dzieci niepełnosprawnych zajęcia z hipoterapii i rehabilitacji. W czasie wakacji możemy je kontynuować na dwutygodniowym turnusie rehabilitacyjnym w Wysowej. Bardzo polubiłem tę miejscowość. Cisza, spokój i nareszcie można odetchnąć czystym powietrzem. Dookoła lasy i wszędzie dużo zieleni. Moje oczy (choć niedoskonale widzą) lubię wszystko pooglądać. Budynek i pomieszczenia w nim przystosowane są również dla osób niepełnosprawnych. A dyrekcja i personel bardzo przyjazny. Na zewnątrz jest podjazd dla wózków, a wewnątrz winda! Bardzo mi się spodobała, bo otwierając się grała melodię 3-dźwiękową. Mama ciągle mnie upominała , bo ja ją otwierałem i mogła się popsuć. Dla mnie to była fajna zabawa, bo bardzo lubię słuchać muzyki. W poruszaniu się po budynku i schodach (góra i dół) też zrobiłem postępy. Teraz spacerowałem sam, trzymając się barierek. Byłem na tyle szybki, że Mama ciągle mnie szukała! Na szczęście miałem swoje stałe kryjówki i wiedziała gdzie mnie znaleźć. To była świetna zabawa w chowanego. Przed południem były zajęcia z hipoterapii i rehabilitacji. Hipoterapia- to jazda na koniu, która leczy schorzenia dzieci. Mój konik codziennie przez pół godziny mnie nosił na swym grzbiecie. Był taki cieplutki więc mogłem się przytulić. Głaskałem go ręką po sierści. Oczywiście dużo mówiłem ( jestem okropna gaduła) do pań prowadzących konika i śpiewałem im piosenki. Mama uwieczniała moje wyczyny kamerą. Na zajęcia z rehabilitacji chodziłem chętnie, bo tam czekała pani Aldona. Głaskałem Ją po włosach, śpiewaliśmy i ćwiczyli na różnych przyrządach. Najlepszy był tunel, gdzie mogłem się schować i lustro, które pokazywało Piotrka- czyli mnie jak się obija przy ćwiczeniach. Jedzenie jak w domu – dużo i smacznie. A popołudniu godzina zajęć świetlicowych z panią Jolą i resztą kadry. Uczyliśmy się śpiewać, malować farbami i rysować kredkami. Były też ćwiczenia relaksacyjne przy muzyce, które nas rozluźniały i wyciszały. Wieczorem były dyskoteki, gdzie mogliśmy poszaleć. Korzystałem też z zabiegów- była to kąpiel perełkowa. Czułem się jak na morzu wśród fal, a z termometru zrobiłem pływający statek. Ciężko mnie było przekonać do wyjścia. W wolnych chwilach słuchałem swoich ulubionych melodii z magnetofonu, chodziliśmy na spacery po okolicy i do parku. Znajdują się tam zjeżdżalnie (osobiście zjechałem parę razy), huśtawki, drabinki i otwarty basen. Jest pijalnia wód leczniczych, czasem bardzo niesmacznych. Atrakcją tej miejscowości jest karczma- wiejska chałupa urządzona w stylu regionalnym. Chodziłem tam z Mamą na pyszne naleśniki i pierogi. Ale co dobre to się kończy i trzeba było wracać do Krakowa. Tak więc polecam wam wypoczynek w Wysowej, niezależnie od pogody. Całość pobytu została sfilmowana przez mamę, więc do wglądu taśma u Piotrka! Ale to nie koniec. W sierpniu z Mamą i Tatą pojechałem na Mazury. Mieszkaliśmy w Przewięzi - 8 kilometrów od Augustowa, nad samym jeziorem. Domek nasz był drewniany i w lesie. A w domku w łazience kabina z prysznicem. Oczywiście miałem zajęcie- otwierałem i zamykałem, aż popsułem. Tato się gniewał i musiał naprawiać. Na balkonie miałem swoje królestwo- bawiłem się literkami pytając „jaka to?”, liczyłem patyczki, śpiewałem piosenki. Mama czytała moje ulubione wierszyki. Pytała o kolory pokazywanych przedmiotów, a ja nie zawsze trafiałem. Kazałem śniadania podawać na balkonie. Polubiłem sałatkę z pomidorów i ogórków, z cebulą i śmietaną. Mogłem ją jeść codziennie. Obserwowałem też dzięcioła, który stukał w drzewo - był tak blisko mnie. Atrakcją pobytu na Mazurach była kąpiel w jeziorze. Pogoda dopisywała więc codziennie szliśmy się opalać (zdjęcie do oglądnięcia w artykule) i kąpać. Bardzo często choruję i Mama bardzo się zastanawiała czy mi na to pozwolić. Moja pierwsza kąpiel w jeziorze! Nie zmarnuję takiej okazji, bo lubię wodę. Więc siedziałem nawet do pół godziny. A woda czysta, ciepła, piaseczek do masażu stóp, pływające małe rybki. I co się stało? Nic! Nawet kataru nie było! Popołudniową porą szliśmy na moje ulubione naleśniki ze serem i „chrupki”- tak nazywałem placki ziemniaczane. Były też spacery po lesie i zbieranie jagód przez Rodziców. Ja rozmawiałem z echem w lesie, wydając z siebie różne dźwięki. Przygoda spotkała mnie u Cioci, która mieszka w Posejnelach, kiedy ją odwiedziłem. Bardzo mi się podobało - duże podwórko i dużo zwierzątek: pieski, kotki, konie, świnki, króliki, kurki, gołębie. Cały dzień buszowałem po podwórku i zaglądałem co chwilę do świnek w oborze ( pod czujnym okiem Mamy). W środku były kury i kogut. Zacząłem trenować pianie koguta, a ten myślał, że ma rywala. Zaczął do mnie podchodzić i skakać. Dobrze, że mama była w pobliżu, to go odgoniła. Ale on był sprytny. Czekał tylko na okazję, kiedy znowu będę piał i zostanę sam. I doczekał się. Zaatakował mnie od tyłu skacząc na plecy i przewracając. Pokazał kto tu jest szefem od kurnika i podwórka. Ślady po bitce zostały- podrapane plecy, nogi i ręce. Mam była załamana. Zaopatrzyła rany i wytłumaczyła, że tak nie mogę się zachowywać, bo kogut tylko czeka. W przyszłym roku będę starszy i mądrzejszy. A może koguta już nie będzie? Zobaczymy. Na razie wakacje na Mazurach dobiegły końca. Może Wy odwiedzicie te strony w przyszłym roku? Polecam serdecznie. A tymczasem pozostaje mi tylko film do oglądnięcia z pobytu w Wysowej i na Mazurach. Nakręciła go Mama z Tatą. To dla mnie najlepsza pamiątka z wakacji. Dziękuję Wam Rodzice! Wasz Piotruś, w imieniu którego pisała mama, Beata Miszkiel |
|