Startuj z nami Dodaj do ulubionych | ||
przedszkole specjalne 100 Kraków rehabilitacja dzieci niepełnosprawnych integracja |
493271 |
Udane wakacje ...
Takie przyjęliśmy założenie jeszcze na długo przed ich rozpoczęciem. Pogoda w lipcu nie rozpieszczała wczasowiczów, my jednak wierzyliśmy, że sierpień rozbłyśnie słońcem. Podróż nad morze trwała 12 godzin. Najbardziej zazdrościłem Oli, która przykryta kołderką smacznie spała wyciągnięta na tylnym siedzeniu samochodu. Bazą wypadową dla wakacyjnych wojaży był dla nas Gdańsk. Plan był prosty: chcieliśmy odwiedzić stare miejsca i zobaczyć te, których nie widzieliśmy w roku ubiegłym. Zgodnie z przewidywaniami, a raczej rzec by trzeba życzeniami, słońce panowało na niebie niepodzielnie. Prócz piasku na plaży i dosyć ciepłej wody w Bałtyku Ola domagała się spacerów po zacienionych alejkach parku oliwskiego i rzecz jasna ogrodu zoologicznego. Tu z przykrością stwierdziliśmy, że nadal nie ma żyrafy i lwa, a na dodatek ubył też jeden z dwóch słoni. No cóż na osłodę pozostały nam piękne popisy właśnie karmionych fok. Najwięcej jednak czasu spędzaliśmy na plaży. Ola była poza konkurencją. Potrafiła doskonale się bawić w trzydziestostopniowym upale. Po kąpieli i spacerach zasypiała pod parasolem na piasku. Wieczorami przechadzaliśmy się po gdańskiej starówce, której niewątpliwą ozdobą jest Dwór Artusa. Przeszkadzały nam trochę tłumy turystów, jakie zjechały na Targ Dominikański, no ale cóż on również jest osobliwością tego miasta. Piękne żaglowce z Darem Pomorza na czele oglądaliśmy w Gdyni. Stamtąd też popłynęliśmy wodolotem na Hel. Ola z nosem przy szybie patrzyła na rozbryzgujące się fale. Zamiast sopockiego mola wybraliśmy to w Orłowie. Miejsce znacznie spokojniejsze, równie piękne z widokiem na klif. Ale najlepsze wrażenia były jeszcze przed nami. Związane były z wyprawą kilkudniową na Kaszuby. Miejscem docelowym buła Wieżyca., najwyższe wzniesienie w paśmie nizin centralnej Europy. U jej stóp rozciąga się malownicze i bardzo głębokie jezioro Ostrzyckie. Plaża z której korzystaliśmy była wręcz idealnie utrzymana. Krótko przystrzyżony trawnik, ławki, huśtawki, zjeżdżalnie wprost do wody zapewniały doskonały wypoczynek i zabawę. Oli najbardziej odpowiadała oczywiście woda (znacznie cieplejsza niż w morzu). W dosyć licznych smażalniach można było smacznie i niedrogo zjeść przyzwoity obiad. . Każdy dzień kończył się wieczornym grilem w towarzystwie naszych gospodarzy. Prócz smażonej kiełbaski Olę zajmowała zabawa z dwoma jamnikami, które rzecz oczywista pilnowały swoich skwierczących na ogniu porcji. Po kilku dniach pobytu w tej dla nas wciąż zagadkowej krainie wróciliśmy na plaże Trójmiasta. Słońce chyba się trochę zmęczyło, bo zaserwowało nam dwa pochmurne dni. Ołowiane chmury zakryły niebo, a na morzu pojawiły się całkiem spore fale gnane porywistym wiatrem. Spacer brzegiem ma wtedy swoisty urok. Dosyć łatwo da się jechać wózkiem po ubitym piasku – pamiętać wszak należy o sile spienionej wody rozlewającej się na plażę. Ja niestety zapomniałem. Ola była mocno zdziwiona kiedy w jednej chwili znalazła się po pas w wodzie. Nam do śmiechu nie było, natomiast jej przeciwnie. Uciech jaką miała udzieliła się przechodzącym obok nas wczasowiczom. Szybka zmiana ubrania i mogliśmy dalej iść w stronę Sopotu. Olka dreptała powoli, a mokry wózek służył teraz wyłącznie do transportu bagażu. Ostatnie dni pobytu nad morzem były naprawdę słoneczne. „Mała” nie chciała wychodzić z wody, a największą frajdę sprawiało jej kołysanie się na falach. Opalać się specjalnie nie lubi toteż i nam skutecznie to uniemożliwiała posypując nas raz po raz piaskiem. Naprawdę nie ma nic przyjemniejszego niż przyklejający się do kremu piasek - po prostu koszmar. Czas płynął nieubłagalnie i nawet nie zauważyliśmy, kiedy upłynęły z górą dwa tygodnie. Z żalem wracaliśmy do domu. Mieliśmy jednak nadzieję, że sporo ciekawych rzeczy się jeszcze wydarzy, wszak urlopu był dopiero półmetek. Roman Helowicz, tato Oli |
|